O ręcznym szyciu i pikowaniu patchworkowych pledów.
Niewiele jest w polskim internecie o ręcznym szyciu, a jeszcze mniej o ręcznym pikowaniu patchworkowych pledów. Postanowiłam wiec podzielić się z innymi zdobywaną zazwyczaj ze źródeł anglojęzycznych, a jeszcze częściej metodą prób i błędów wiedzą na te tematy. Jest to spojrzenie osoby początkującej nie tylko w patchworku, ale również w szeroko pojętym krawiectwie w ogólności. Wszystkich zainteresowanych zapraszam :)

czwartek, 3 marca 2011

Trudne początki

Patchwork wydawał mi się zawsze dziedziną "nie dla mnie". Za duże, za trudne, zbyt czasochłonne i trzeba umieć szyć. A ja szyć nie potrafię. Jednak niedawno trafiłam na strony amerykańskich sklepów specjalizujących się w sprzedaży starych tzw quiltów . Przez kilka dni oglądałam te cuda pełna podziwu dla umiejętności kobiet, które je tworzyły. Bez maszyn do szycia, elektrycznego oświetlenia, noży obrotowych, często pewnie bez linijki, a jednak... Mimo upływu czasu nadal zachwycają.
Pomyślałam sobie, że skoro kobiety mające do dyspozycji niewiele ponad nożyczki, igły i nici potrafiły wyczarowywać takie cuda, to może i ja się nauczę. Ponieważ szczerze i z wzajemnością nie lubię maszyny do szycia, postanowiłam spróbować wejść w klimat "epoki" i uszyć coś ręcznie.
Zaczęłam od przestudiowania technik szycia ręcznego... Okazało się, że wiedza na ten temat z niewiadomych powodów jest trudno dostępna, w języku polskim zwłaszcza. Udało mi się znaleźć on-line  starodawny ilustrowany podręcznik szycia dla dziewcząt w języku angielskim dzięki czemu dowiedziałam się co to running stitch (ścieg przed igłą), a co to backstitch i half-backstitch (ścieg za igłą i jego wariant). Oczywiście znałam je już wcześniej z zajęć techniki ze szkoły podstawowej, ale do tej chwili nie mogę zapamiętać który jest który. Angielskie nazewnictwo przyswoiło mi się znacznie lepiej.
Myśląc, że podstawy teorii już znam, przystąpiłam do wyboru tkanin. Miała to być, zgodnie z zasadami sztuki, bawełna. Posiadane w domu stare pościele za nic nie chciały się ze sobą skomponować, ruszyłam więc do miasta. I tu kolejne zderzenie z rzeczywistością - sklepów tekstylnych niewiele, a w tych co pozostały, czystej bawełny, poza pościelową, właściwie brak. Jako, że pledzik miał być z założenia dziecięcy, nie wybrzydzałam, wzięłam co było w kontrastowych  kolorach ( fiolet i pomarańczowy), dodałam starą żółto-kremową niemowlęcą poszwę na kołdrę i zaczęłam zastanawiać się jakby to pociąć. W międzyczasie sparzyłam nowe nabytki wrzątkiem, co nazywa się szumnie dekatyzowaniem i ma zapobiec późniejszemu kurczeniu. Po przeczytaniu kilku tematów na różnych forach doszłam do wniosku, ze przy moim poziomie umiejętności wzór musi być bardzo prosty i raczej z niewielkich elementów, by łatwiej było zgrać szwy.    Zdecydowałam się na niewielkie kwadraty 8x8 cm z 1 cm zapasem na szwy z każdej strony. Kroiłam zwykłymi nożycami krawieckimi, po liniach wcześniej wyrysowanych ołówkiem. Postanowiłam ułożyć owe kwadraciki naprzemiennie i nie zastanawiałam się więcej nad wzorem... Miało być łatwo i bez zbędnych udziwnień.
Jak się później okazało, już na tym etapie popełniłam kilka błędów, ale o tym następnym razem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...