W porywie szczęścia będącego skutkiem ukończenia fioletowego topu oraz syndromu "pustej maszyny" zabrałam się za pikowanie jednego z moich flanelowych pledzików:
Pikowane dużymi ściegami, grubą nicią - pledzik wychodzi fantastycznie mięciutki.
Uwielbiam pikować :)
I ten lekko pofalowany szew! Nie do zrobienia na maszynie ;) Wbrew pozorom nie naciągałam za bardzo nitki i nie marszczyłam całości - ku mojej radości to tak samo wychodzi ;)
Żeby jeszcze tylko czas się rozciągał jak guma ...
Arcydzieło! I te z postu poprzedniego również! I jeśli uwielbiasz pikować, to ja Ci chętnie podrzucę swoje potworki. Mnie to zawsze się cos rozciągnie , więc przycinam , potem się okazuję , że za krótko wiec doszywam.. i odkładam na pól roku bo nie mam siły tego konczyc. pozdrawiam Madiza
OdpowiedzUsuńo.,,to może i ja trochę swoich przywiozę. Bo pikowania nie cierpię, ale zawsze robiłam to maszynowo....może czas pójść z Twoje ślady i złapać nić z dłonie. Ha! tak zrobię.
OdpowiedzUsuńPełen szacun za ręczne pikowanie. Efekt jest fantastyczny i rzeczywiście, nie do uzyskania na maszynie. Masz zdolności i .... cierpliwość :)
OdpowiedzUsuńNie sądziłam, że znajdę taki blog.... akurat informacji o RĘCZNYM szyciu szkukałam!
OdpowiedzUsuń